Pijaczyna – czyli jak nie zostałem alkoholikiem

Wiesz co, nigdy nie pisałem do Ciebie pod taką presją czasu. Nigdy nie pisałem do Ciebie nietrzeźwy – ale o to proszę – bijąc się w pierś, starając się dotrzymać terminów – o to, o 00:46, pijany, tworzę.

polskie-wodki

Wiesz co jest fajne w pisaniu tego bloga? Że przestałem się już przejmować opinią innych. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych ten styl, ta treść może być mierna, ale kurde – ja lubię to robić. Chociaż na początku czytałem każde zdanie po 10 razy, to teraz – nie żeby nie zależało mi na jakości – ale zacząłem czillować i robić to dla siebie, nie dla niewiemczegoniewiemkogo. Oczywiście, że chciałbym pisać chwytne słowo, którego lektura przyprawiałaby wielu ludzi o dreszcze towarzyszące pierwszym randkom, ale być może do tego jeszcze muszę dojrzeć, trochę potrenować pióro. Tymczasem mam niewielką, aczkolwiek stałą, cotygodniową, ilość wyświetleń i chociaż nigdy nie proszę o lajki, ale ostatnio zastanawiałem się – ilu ludzi faktycznie czyta 250 słów regularnie  a ilu to turyści – więc jeśli nie jesteś tu pierwszy (i nieostatni) raz to zostaw proszę lajka na fejsbukowym poście fanpage’a. Zrobi mi się bardzo miło.

Wniosek na dziś? Czasami robimy rzeczy na pokaz – kurde no co ja będę ściemniał. Jak zrzuciłem kilka kilo to fajnie było oglądać rosnącą ilość lajków pod zdjęciami „przed – po”. Jak zmontowałem „The Lotnik”, to fajnie było czytać wiele komentarzy na naszej klasie, że uderzyłem w ich wspomnienia. Jednak czasami podejmujemy się przedsięwzięć, które realizujemy tylko i wyłącznie dla siebie, mimo że niezbyt wiele osób to docenia, jeszcze mniej lubi, a jednak chce się to robić. Jak mawia mój serdeczny przyjaciel… „Ja popieram takie akcje”.

P.S. Tytuł tego posta ma się ni jak do treści. Wiem.  🙂

Jedna myśl na temat “Pijaczyna – czyli jak nie zostałem alkoholikiem

Dodaj komentarz